Ogłoszenia

Inauguracja pierwszej w Polsce BIG BENCH / WIELKIEJ ŁAWKI – Bieganów – 21 Sierpnia 2021, godz. 12.00

Lucyna Gołaszczyk – KokolokoADV
Sponsorka i promotorka
wraz z
Big Bench Community Project (Clavesana – Włochy)

ZAPRASZAJĄ

na inaugurację pierwszej w Polsce
BIG BENCH / WIELKIEJ ŁAWKI – Bieganów

zlokalizowanej w Bieganowie (Gmina wiejska Nowa Ruda)
21 Sierpnia 2021, godz. 12.00

Miejsce: GPS 50.559267, 16.487479
Łąka przy Agroturystyce Koko Ryku, Bieganów 41, 57-400

Jeżeli nie możesz być obecny na inauguracji, zapraszamy do odwiedzin
Wielkiej Ławki w każdym momencie, dostęp jest wolny

Inicjatywa BIG BENCH COMMUNITY PROJECT (BBCP) powstała po realizacji pierwszych Wielkich Ławek

 

zaprojektowanych przez Chrisa Bangle, amerykańskiego projektanta, mieszkającego od 2009 w
miejscowości Clavesana. Obecnie Wielka Ławka stała się symboliczną atrakcją rejonu Alta Langa w
Regionie Piemont / Włochy. Idea ma na celu wspieranie lokalnej społeczności, turystyki i doskonałości
rzemieślniczej krajów, w których znajdują się te nietypowe instalacje.
BBCP to inicjatywa non-profit, promowana przez zespół projektantów Chris Bangle Associates S.r.l., przez
Fundację BBCP oraz prywatnych sponsorów finansujących Wielkie Ławki.
Pierwsza Polska Big Banch jest sponsorowana przez Lucynę Gołaszczyk artystkę i właścicielkę
Agroturystyki Koko Ryku w Bieganowie, Lucyna przybyła tutaj z Piemontu w 2011r; jej więzi z Włochami
są nadal mocne i dlatego zapragnęła zrealizować łącznik między oba krajami i przyciągać na Wielką
Ławkę osoby z podobną potrzebą kontaktu z pięknym naturalnym otoczeniem gór i wzgórz sudeckich w
duchu slow turystyki.
We Włoszech w ciągu kilku lat powstało już 168 Big Bench.

“Zawsze ekscytujące jest widzieć, jak nowy pomysł podnosi skrzydła i wznosi się wysoko, aby odkryć
nowych ludzi, nowe podejście do życia i nowe sposoby widzenia rzeczy, które są już znajome.
Tak też się stało z Gigantyczną Ławką. Wszystko zaczęło się jako projekt przyjaciół i sąsiadów, a teraz
zdobywa serca i pasję wielu ludzi, którzy nie wyobrażali sobie, że pewnego dnia, będą podziwiać włoskie
góry i winnice siedząc na ogromnym meblu ogrodowym.
Oto piękno tego typu konstrukcji. Obiekty, które stają się ikoniczne nie tylko dlatego, że były napędzane
przez mechanizm marketingowy, ale dlatego, że sama idea była tak uwodzicielska i tak łatwa do
osiągnięcia, że sama stworzyła naturalne warunki do własnego powielania i rozpowszechniania.
Wielkie Ławki są często znane z obrazów, ale gdy usiądziesz na jednej z nich i doświadczysz wrażenia
cieszenia się widokiem, jakbyś „znowu był dzieckiem”, przeżywasz intensywne doświadczenie, którym
możesz się dzielić z innymi. Ławki są stworzone do relaksu, w przeciwieństwie do krzesła czy fotela są
wystarczająco szerokie, aby pomieścić jednego lub więcej przyjaciół. Siedzenie na ławce jest przyjemnym
gestem towarzyskim, a dobre wykorzystanie całej pozytywnej energii, jaką emanują Wielkie Ławk, jest
wizją WSPÓLNOTOWEGO PROJEKTU BIG BENCH.
Pozytywna idea Wielkich Ławek przekroczyła granice Piemontu! Tak jak nasza BIG RED BENCH #1
inspirowała entuzjastów do budowania innych, tak niektórzy goście z daleka przywieźli ze sobą tak silną
pamięć o ławkach, że zabrali koncepcję z powrotem na swoje ziemie. Być może pewnego dnia zobaczymy
„Ławę Pokoju” w naprawdę niespokojnym obszarze świata, gdzie rozpaczliwie potrzebna jest umiejętność
siedzenia, patrzenia na rzeczy z świeższej perspektywy i ponownego poczucia się jak dziecko.”

Chris Bangle
Clavesana, 2014

Pierwsza duża ławka o tym szczególnym projekcie została stworzona w 2010 roku przez Chrisa Bangle na
terenie Borgata w Clavesana, jego rezydencji i pracowni, jako instalacja z widokiem na krajobraz i
dostępna dla zwiedzających. Pomysł na ławki ponadwymiarowe nie jest nowy, ale kontekst tak. Zmiana
perspektywy wynikająca z wielkości ławki sprawia, że siedzący na niej poczuje się jak dziecko, które
nowym spojrzeniem może zachwycać się pięknem krajobrazu. Ławeczka od nieco ponad roku stała się
atrakcją dla zwiedzających okolicę.

Chris Bangle: „To świetna lekcja korzystania z innowacji kontekstowych. Mamy taką obsesję na punkcie
odkrywania nowych rzeczy, że często odmawiamy sobie ciekawego doświadczenia doświadczania rzeczy,
które są dobrze znane, ale w innym kontekście”.
W ciągu ostatnich kilku lat inne oficjalne ławki powstały w okolicach Piemontu i poza nim, bez środków
publicznych, tylko dzięki prywatnym sponsorom. Chris Bangle dostarczył darmowe rysunki i wskazówki
budowniczym ławek, prosząc jako jedyny warunek, aby zostały umieszczone w panoramicznym punkcie,
na terenie dostępnym dla publiczności i aby szanowały ducha społecznego, z którym narodziła się
pierwsza: nie prywatna instalacja, ale część zbiorowego doświadczenia, którym każdy może się dzielić i
doświadczać, przyjeżdżając do tych obszarów.

Gorąco wierzymy, że również w Polsce powstanie sieć Wielkich Ławek, które łączą ludzi w kontemplacji
krajobrazu, we wspólnych projektach, w promocji inwestycji prywatnych i społecznych na własnym
terytorium ale bez granic.
Wielkie Ławki są ogólnodostępne, zachęcają do odwiedzin lokalnych miejsc usługowych poprzez
kolekcjonowanie pieczątek w paszportach specjalnie do tego przeznaczonych.
Ty też możesz stać się promotorem twojego otoczenia dzięki Wielkiej Ławce, jeżeli posiadasz teren z
widokiem i spełniasz wymogi regulaminu BBCP.
Pod tym adresem możecie się zapoznać z ideą i sprawdzić na mapie gdzie znajdują się ławki:
https://bigbenchcommunityproject.org/en
Informacje: Lucyna Gołaszczyk, tel. 506642654, luzzy.k@gmail.com
Ze względu na małą ilość parkingów w pobliżu Wielkiej Ławki, sugerujemy pozostawinie
samochodu na parkingu na Górze Anny i zejście pieszo żółtym szlakiem lub drogą asfaltową

Rowerem znad Morza Czarnego w Bieszczady. część I – Czarnomorska aklimatyzacja.

Na pierwszą rowerową podróż wyruszyłem 20 lat temu, z przyjacielem stwierdziliśmy, że wskoczymy na rowery w Ząbkowicach i odwiedzimy Pragę.  Kompletnie nieprzygotowani, co prawda z namiotem, śpiworem i karimatą, wylądowaliśmy tego samego dnia na przedmieściach stolicy Czech, następnego dnia zwiedzaliśmy Złotą Pragę przepychając nasze rowery przez zakamarki Hradczan. Trzy dni wędrówki pozostawiły w nas mocne postanowienie – trzeba to kontynuować. I tak co roku ruszamy w różne zakamarki Europy, objeżdżaliśmy norweski Fiordland, wspinaliśmy się na Etnę, pielgrzymowaliśmy na Camino, walczyliśmy z gruzińskimi ścieżkami Swanetii.

Jak wszystkich zatrzymała nas pandemia, ale to wykorzystaliśmy w ubiegłym roku na wędrówkę po polskim szlaku Green Velo, było pięknie, ale nas ciągle coś pcha dalej. Planowanie w tym roku było trudne, systematycznie odpadały kolejne warianty podróży, na które mieliśmy ochotę, najpierw Islandia, potem Portugalia, w desperacji zerknąłem na stronę LOT-u i zrodziła się myśl – lecimy nad Morze Czarne, ale co dalej. Szybka analiza mapy i rowerowych aplikacji pozwoliła mi oszacować, że aby na dwóch kółkach wrócić do Polski najkrótszą trasą mamy około 1200 kilometrów. Pozostało jednak kilka kluczowych niewiadomych… czy aby w trakcie naszej podróży nie zmienią się lokalne obostrzenia i  co najważniejsze – jaka jest nasza kondycja. Przechorowanie wszystkim znanej choroby, brak systematycznych treningów mogą okazać się kluczowe. Ale cytując naszego survivalowego ulubieńca – przygody spotykają tylko ludzi nieprzygotowanych! Zakupiłem bilety i zaczęło się pakowanie sakw i smarowanie roweru.

Przygotowanie do takiej podróży nie zabiera nam zbyt wiele czasu, dwudziestoletnie doświadczenie i nagromadzony ekwipunek, pozwala spakować się w kilka godzin, jedynym ograniczeniem jest waga bagażu do samolotu. Rowery częściowo demontujemy i pakujemy do kartonów. W piątkowe popołudnie wraz z tłumem turystów wsiadamy do samolotu i po niespełna dwóch godzinach lądujemy, podziwiając przez okna wybrzeże Morza Czarnego w Burgas.

Wita nas ciężkie, duszne powietrze, ale to tylko chyba tylko moje wrażenie. Entuzjastycznie nastawieni turyści płynnie (po covidowej prowizorycznej kontroli) z samolotu przesiadają się w klimatyzowane autokary, jeszcze tylko dreszczyk emocji przy zakwaterowaniu (czy aby na pewno zdjęcia z internetu odpowiadają rzeczywistości) i szybki spacer na urokliwe wybrzeże – Złote Pisaki! Tu się oddycha 🙂

A my cierpliwie wyciągamy rowery z kartonu i skręcamy sprawdzając każdy detal, bo droga przed nami długa, potem szybki rajd do lokalnego marketu po butle gazowe i zapasy żywności na drogę i pierwsze kilometry znikają pod kołami. Powoli zapada zmrok i w planie mamy rozbicie się gdzieś w pobliżu plaży, trzeba zatem poszukać czegoś przyzwoitego na nocleg.

Po kilku kilometrach przy nadmorskiej ścieżce rowerowej trafiamy na parking dla kamperów, idealnie! Zwłaszcza, że z pobliskiej knajpki dobiega niesamowity zapach smażonej ryby i odgłosy bułgarskich komentatorów, karcących Hiszpanów za nieporadną grę. Caca i smażone kartofle (w wolnym tłumaczeniu) plus szklaneczka lokalnego nektaru, smakują doskonale, na deser pierwszy piękny zachód słońca. Z chowającego się za solankowo-błotnymi akwenami słońca wyłaniają się niczym zjawy umazani leczniczym mułem ostatni entuzjaści naturalnego czarnomorskiego SPA. Po wyśmienitej kolacji pozostało jedynie rozbić namiot i szykować się do wytyczania nowego rowerowego szlaku z Burgas w Bieszczady.

Tu konieczne jest kilka słów wyjaśnienia. Podróżując na rowerze jesteśmy kompletnie samowystarczalni, wyposażeni w namiot, podręczną kuchnię a nawet prowizoryczną łazienkę, planujemy trasę, a miejsca postoju, biwakowania pojawiają się same po drodze, czasem jest to pole namiotowe, czasem jakieś odludzie, trafia się momentami niewiarygodna „miejscówka”, która swoją scenerią zapiera dech, dlatego taka podróż jest nieprzewidywalna. Jest cel, teoretyczna trasa, a droga dyktuje swoje warunki, które przyjmujemy, z którymi się czasem musimy mocno zmagać, ale odpłaca się tym, co najpiękniejsze, niezapomnianymi przeżyciami.

W sobotni poranek, moczymy stopy w falach Morza Czarnego i ruszamy w głąb Bułgarii, cel pierwszy to pojawiający się na wszystkich monetach lokalnych „groszy” jeździec z Madary. Wykuty w skale wczesnośredniowieczny relief, który sami Bułgarzy wybrali sobie w głosowaniu jako symbol narodowy, wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO, czyli wart zobaczenia.

Pierwsze kilometry to oswojenie się z wagą i balansem roweru. Potem już pójdzie z górki! Niestety w szybkim planowaniu nie wzięliśmy pod uwagę, że aby dotrzeć do legendarnego bułgarskiego wodza, trzeba pokonać Starą Płaninę, pasmo górskie będące granicą historycznej Tracji. Czyli jednak będzie pod górkę! Mijając kolejne wsie i miasteczka przyzwyczajamy się do lokalnego klimatu i stylu jazdy Bułgarów, którzy z klasyczną fantazją południowców uważają rowerzystów za przeszkodę na drodze a nie jej użytkownika, to cenna wiedza, gdy widzimy jadącą naprzeciw obładowaną ciężarówkę a za plecami słychać charczenie kolejnej. W tempie błyskawicznym temperatura zmusza nas do poznania lokalnego asortymentu napojów chłodzących oraz realnej wartości lokalnej waluty.

Postanawiamy po kilku kilometrach drogi tzw, krajowej zjechać w podrzędną, bo plan zakłada jednak dojechanie do Polski, a nie dowóz innym środkiem transportu. Tu jednak mała niespodzianka, droga w kierunku na Szumeń w przebudowie, mniejszy ruch, ale za to większe wertepy. Na kilkudziesięciokilometrowym odcinku możemy podziwiać przeróżne technologie naprawy nawierzchni, niektóre budzące głęboką refleksje nad właściwym wydawaniem środków z UE 🙂

Lawirując pomiędzy kolejnymi wzgórzami wjeżdżamy w krainę trochę inną niż turystyczne zagłębie Złotych Piasków, tu jedyną atrakcją, z której korzystamy i my, są wioskowe i małomiasteczkowe sklepiki, pod którymi tętni lokalne, trochę smutne życie. Największe wrażenie robi na nas Jankowo, niemal wyludniona południowa jego część, z opuszczonymi popadającymi w ruinę gospodarstwami, gdzieniegdzie widać ślady chęci odbudowy choćby budynków mieszkalnych, ale te próby robią na nas jeszcze bardziej przytłaczające wrażenie, kolaż stworzony z  walających się wokół materiałów budowlanych bardziej przypomina południowoamerykańskie fawele niż europejskie miasteczko.

Mimo to za Jankowem robimy pierwszy postój, lawendowe pole i dostęp do ujęcia świeżej wody trochę łagodzą smutne wrażenia z ostatnich godzin wędrówki.

Na ciąg dalszy opowieści zapraszam wkrótce.

Bogdan Tuła

Termomodernizacja zabytkowego budynku położonego w zespole Kościoła Pokoju w Świdnicy

Pół miliona złotych przekazał Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej we Wrocławiu na poprawę efektywności energetycznej zabytkowego budynku położonego w zespole Kościoła Pokoju w Świdnicy. Dotacja pozwoli zminimalizować zużycie energii oraz uzyskać lepsze ocieplenie budynku. W przyszłości ma tu powstać ogólnodostępny ośrodek edukacji ekologicznej. Stosowną umowę podpisali dziś Bartłomiej Wiązowski, wiceprezes WFOŚiGW we Wrocławiu, Łukasz Michalski, pełnomocnik zarządu oraz ks. bp Waldemar Pytel – Proboszcz Parafii Ewangelicko – Augsburskiej pw. Św. Trójcy w Świdnicy.

Budynek obecnie ogrzewany jest miejscowo piecami kaflowymi, najczęściej z II połowy XX wieku. Ciepła woda uzyskiwana jest punktowo w elektrycznych podgrzewaczach pojemnościowych lub przepływowych. Podstawowym rodzajem oświetlenia budynku są oprawy żarowe. Stolarka okienna i drzwiowa, a także przegrody zewnętrzne i dach są w złym stanie, to powoduje duże utraty ciepła.

Dzięki pozyskanej dotacji budynek zostanie zmodernizowany energetycznie poprzez ocieplenie przegród i wymianę okien oraz drzwi zewnętrznych. Wymieniane będą także istniejące źródła ogrzewania na pompy ciepła i kocioł gazowy. W wyniku realizacji przedsięwzięcia zostanie osiągnięty efekt ekologiczny polegający na redukcji emisji do atmosfery CO2 w ilości około 310,36 Mg/a, redukcji pyłu PM10 w ilości około 4,35 Mg/a, redukcji zużycia energii cieplnej – około 3 276,30 GJ/rok.

Całkowity koszt zadania 7.329.476,65 zł. Zadanie współfinansowane ze środków RPO WD 2014-2020 w ramach poddziałania nr 3.3 1 „Efektywność energetyczna w budynkach użyteczności publicznej i sektorze mieszkaniowym – konkurs horyzontalny”.

Budynek konstrukcji szachulcowej pochodzi z przełomu XVII i XVIII wieku i znajduje się w Świdnicy w zespole Kościoła Pokoju wpisanego na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.

Singletrack Glacensis – przygoda na rowerze górskim dla całej rodziny.

Gdyby ktoś powiedział mi, że Ziemia Kłodzka będzie niebawem jednym z najlepszych miejsc na rower w Europie, powiedziałbym że to niemożliwe.  Tak zapewne myśleli ludzie którym o tym mówiłem :-). Dziś mamy na Ziemi Kłodzkiej nie tylko dwa super Bike Parki – Trasy Enduro w Srebrnej Górze i Bike Park w Czarnej Górze, ale także największą sieć wybudowanych ścieżek rowerowych w Europie – Singletrack Glacensis.

Pozwólcie, że zabiorę Was w kolejnych artykułach na wycieczkę dookoła Ziemi Kłodzkiej. W każdym numerze opiszę pomysł na jednodniową wycieczkę rowerową, bo nie sposób przejechać ponad 300 km szlaku na raz. Trzeba go podzielić na etapy, a przede wszystkim plan trzeba dostosować do swoich możliwości kondycyjnym lub wydajności baterii w rowerze elektrycznym.

Plan 

Kilka rad na początek. Planując dzień na rowerze zawsze sprawdźcie jego stan techniczny, nie zapomnijcie sprawdzić hamulce i nasmarować łańcuch. Następnie obowiązkowo zabierzcie kask, dobrze jest mieć ochraniacze na kolana oraz rękawiczki i okulary. Jadąc w góry trzeba mieć plecak, a w nim dętkę lub łatki, łyżki do opon i podstawowy zestaw kluczy oraz pompkę. Pamiętajcie o odpowiednim nawadnianiu. Zabierzcie bidon z wodą lub bukłak do plecaka. Ważne żeby mieć jakieś proste jedzenie ( suszone śliwki lub daktyle, ewentualnie jakiś batonik z orzechami).  

Wycieczka

Jesteście gotowi ? To ruszamy, pierwszy pomysł to Kudowa – Brzozowie. Kudowę pewnie znacie to kurort z pięknym parkiem zdrojowym, magicznymi wodami oraz przepiękną okolicą Gór Stołowych. Będąc tam warto odwiedzić Szczeliniec Wielki i Błędne Skały. Tereny są tak malownicze, że wybrano je do scenerii Opowieści z Narnii. Wróćmy jednak do Brzozowia o którym nikt nie słyszał. Ta niegdyś osobna miejscowość, jest częścią Kudowy Zdrój.  Dziś wie o tym miejscu coraz więcej rowerzystów za sprawą super singletracków – czyli jednokierunkowych górskich ścieżek rowerowych. 

Macie tam do dyspozycji 4 pętelki: Źródełko, Za rzeką, Widoczek i Everest. Trasy są bardzo łatwe i jedynie Everest wymaga trochę siły żeby zdobyć szczyt, ale warto bo zjazd wynagrodzi Wam trud. Pętla źródełko jest super łatwa, pokona  ją nawet 6 letnie dziecko oraz mama jeżdżąca „tylko po bułki do sklepu”. Pętla za rzeką jest bardzo urozmaicona, ciągnie się niemal po samej granicy Polsko – Czeskiej. Osoby początkujące spokojnie sobie na niej poradzą, a ci zaawansowani mogą tam naprawdę rozwinąć skrzydła. Pętla Widoczek, po bardzo przyjemnym podjeździe, który zaczyna się 2 metry od słupka granicznego nagrodzi nas niesamowitym widokiem na Nachod, Kudowę, a przy dobrej pogodzie na Śnieżkę. Zjazd po łące ma super bandy, muldy i stolik. To przeszkody, które spokojnie przejedzie każdy rowerzysta, natomiast ci którzy lubią pędzić i skakać na pewno będą chcieli powtórzyć tą pętelkę. Everest, ten po prostu trzeba zdobyć choćby wpychając rower, potem nagrodą będzie bardzo ciekawy zjazd i równie ciekawy widok. Wszystkie pętle mają 15 km jednak żeby przejechać każdą z nich musicie pokonać około 27 km i 600 m w pionie. Z pewnością dacie radę, a jeżeli się spodoba możecie planować kolejne etapy.

Zwiedzanie

Póki co w Brzozowiu brakuje miejsca gdzie można zjeść, jest natomiast piękny kościółek z bardzo nietypową wieżą. My na jedzenie najchętniej wpadamy na stację BP robią tam najlepszą zupę gulaszową jaką jedliśmy. Jeżeli przydarzy się Wam jakiś problem z rowerem lub potrzebujecie go wypożyczyć polecamy skorzystać z z naszego Bike Point – sklepu rowerowego Cyklon w Kudowie.  Jeżeli nie lubicie jadać na stacji benzynowej, a lubicie dobrą kuchnię lub szukacie przyjemnego miejsca do przenocowania, koniecznie odwiedźcie nasz Bike Hotel Villa Spa Scaliano w Kudowie Zdroju.  Do zobaczenia na szlaku Singletrack Glacensis.

Marek Janikowski
Prezes Fundacji
Singletrack Glacensis

www.singletrackglacensis.com

Mapa Zabytków Techniki Dolnego Śląska.

Najnowsza publikacja Urzędu Marszałkowskiego Województwa Dolnośląskiego – Mapa Zabytków Techniki na Dolnym Śląsku –  prezentuje wyjątkowe skanseny, muzea, zabytkowe parki maszynowe, czynne zakłady produkcyjne czy budynki użyteczności publicznej w naszym regionie. W sumie to aż 26 obiektów dziedzictwa przemysłowego i technicznego! Zabytki związane z kolejnictwem, tradycją górniczą i hutniczą, z przetwórstwem, łącznością, uzdatnianiem wody czy przemysłem spożywczym, a wszystko to zebrane w jeden, spójny szlak.

 

Od teraz można już przemierzać region z nową mapą opisującą dolnośląskie perełki techniczne i ich historię. Publikacja powstała w trzech wersjach językowych: polskiej, angielskiej i niemieckiej. Jest dostępna bezpłatnie w punktach Dolnośląskiej Informacji Turystycznej, a także w obiektach umieszczonych na Szlaku Zabytków Techniki. Można również pobrać ją ze strony https://dolnyslask.travel/ oraz https://mapazabytkow.pl/ .

– Promocja Dolnośląskiego Szlaku Zabytków jest dla nas niezwykle ważna. Region przez stulecia odgrywał bowiem rolę jednego z wiodących w Europie ośrodków przemysłowych. Najbardziej widocznym tego znakiem są setki pałaców, zamków i dworów, które powstawały na przestrzeni wieków. Praca kolejarzy, górników, hutników czy tkaczy kształtowała krajobraz regionu. Dziś chcemy, by to dziedzictwo było zauważalne i rozsławiało Dolny Śląsk w całym kraju – mówi Cezary Przybylski, Marszałek Województwa Dolnośląskiego.

 

SZLAK CORAZ BOGATSZY – ODKRYJ DOLNY ŚLĄSK

 

Dolnośląski Szlak Zabytków Techniki ciągle się rozrasta. Dołączają do niego kolejne obiekty, umożliwiając tym samym odkrywanie najcenniejszych tego typu perełek na Dolnym Śląsku. W 2018 roku było ich siedem, dziś jest już 26. Cały czas trwają starania, by na mapie pojawiały się następne.

 

Dolnośląska Mapa Zabytków Techniki jest wspólnym przedsięwzięciem Fundacji Ochrony Dziedzictwa Przemysłowego Śląska oraz dolnośląskiego Urzędu Marszałkowskiego.

 

– Mimo tej trudnej sytuacji związanej z pandemią, jako Fundacja Ochrony Dziedzictwa Przemysłowego Śląska nie ustajemy w staraniach, by ciągle przypominać o bogactwie, jakim na Dolnym Śląsku są zabytki techniki. Wiele z nich wciąż bowiem można oglądać na świeżym powietrzu w trakcie jednodniowych wycieczek – przypomina Piotr Gerber, prezes Fundacji Ochrony Dziedzictwa Przemysłowego Śląska.

 

Mapa to kolejny krok promujący dolnośląskie atrakcje związane z przemysłem. Wcześniej powstały m.in. tablice informacyjne w trzech językach opisujące historię i znaczenie uwzględnionych na Szlaku obiektów oraz odbyła się impreza promocyjna Rajd Zabytków Techniki. Wszystkie miejsca trafiają również na internetową Dolnośląską Mapę Zabytków Techniki. Obiekty, które chcą dołączyć do projektu, ciągle mogą się zgłaszać do Fundacji Ochrony Dziedzictwa Przemysłowego Śląska.

Nowe przepisy dronowe.

Czego dotyczą przepisy dronowe?

Wielu amatorów fotografii często wykonuje swoje zdjęcia dronem, inaczej zwanym bezzałogowym statkiem powietrznym. Wykonywanie zdjęć, filmów z powietrza jest bardzo atrakcyjne ze względu na nietypową perspektywę robionych ujęć. Często jest również praktykowane przez fotografów ze względu na jedyną możliwość wykonania zdjęcia np. detali w architekturze, niedostępnych miejsc przyrody czy też ciekawą perspektywę zdarzeń społecznych takich jak koncerty czy zawody sportowe. Pojawiają się również nowe zastosowania dla bezzałogowych statków powietrznych takie jak dostarczanie przesyłek, transport czy przeprowadzanie badań z nalotu. Ogół norm prawnych regulujących ten obszar – obejmujący kategorie sprzętu, ich dostęp do strefy żeglugi powietrznej, uprawnienia i ograniczenia z tym związane – nazywamy przepisami dronowymi.

Od kiedy zmiany?

Już od 31 grudnia 2020 r. każdy, kto chce latać dronem (czyli bezzałogowym statkiem powietrznym) o masie powyżej 250 g lub dronem posiadającym kamerę (każdym – bez względu na jego wagę) musi zarejestrować się Urzędzie Lotnictwa Cywilnego, przejść szkolenie na internetowej platformie tego Urzędu pod adresem www.drony.ulc.gov.pl oraz zdać na niej egzamin.

Gdzie obowiązują nowe przepisy?

Nowe regulacje prawne zastąpiły dotychczasowe przepisy krajów UE i weszły w życie w takim samym brzmieniu jednocześnie we wszystkich krajach Unii Europejskiej. Ukończone kursy i zdane egzaminy w Urzędzie Lotnictwa Cywilnego a także w instytucjach, będących odpowiednikiem Polskiego Urzędu Lotnictwa Cywilnego w innych krajach UE, dają uprawnienie do korzystania z możliwości legalnego odbywania lotów bezzałogowym statkiem powietrznym na terytorium wszystkich krajów Unii Europejskiej.

Ilu osób obecnie dotyczą zmiany przepisów?

W Polsce szacuje się, że jest ok. 200 tysięcy użytkowników dronów. Ponad 90 % tych użytkowników do legalnego latania powinno ukończyć szkolenie i pozytywnie zaliczyć egzamin online, co bez wątpienia finalnie wpłynie na poprawę bezpieczeństwa w ruchu lotniczym bezzałogowych statków powietrznych.

Czy taka zmiana przepisów była niezbędna?

Myślę, że większość z nas dostrzegając dynamiczny rozwój tej dziedziny naszego życia, ale też i płynące z tego tytułu realne zagrożenia, bez wątpienia potwierdzi, że jednolita regulacja w tym zakresie w całej Unii Europejskiej była potrzebna. Drony, które jeszcze kilka lat temu dominowały na rynku, były urządzeniami którymi można było sprawnie sterować zaledwie na odległość kilku metrów, a waga tych urządzeń i użyte materiały w przypadku awarii nie mogły wyrządzić większej szkody ludziom, czy też w ich mieniu. Dzisiaj mamy już urządzenia, które posiadają techniczne możliwości kontrolowanego lotu na odległość kilkunastu kilometrów i na wysokość kilku kilometrów. Są to także urządzenia, które posiadają dużą siłę ciągu i techniczne możliwości przenoszenia podwieszonych ciężkich materiałów, myślę że co do niebezpieczeństwa i potencjalnych zagrożeń z tego tytułu nie trzeba nikogo przekonywać. Zatem bez wątpienia należało wyraźnie określić przepisy, tak aby operator w sposób jednoznaczny wiedział jakie są ograniczenia w zakresie dopuszczalnej – w określonej strefie i przy wykorzystaniu określonego sprzętu – wysokości, odległości i okoliczności lotów urządzeniami bezzałogowymi.

Jakie są podstawowe założenia nowych przepisów?

Przede wszystkim odchodzi się od stosowanego wcześniej podziału/kategoryzacji lotów bezzałogowych na komercyjne i niezarobkowe, co z logicznego punktu widzenia było trudne do wyjaśnienia. Nowe przepisy obejmują wszystkie loty bezzałogowe, bez względu na ich cel. Ponadto nowe przepisy wprowadzają trzy kategorie lotów. Pierwszą która została nazwana otwartą – przeznaczoną dla lotów o najniższym stopniu ryzyka. Charakteryzuje się maksymalną wysokością lotów do 120 m oraz zakazem lotów nad zgromadzeniami /ta kategoria dotyczy przeważającej liczby lotów/. Druga i trzecia kategoria przeznaczona jest dla lotów o zwiększonym ryzyku operacji dla osób trzecich, nazwano je szczególną oraz certyfikowaną. Różnią się tym, że w kategorii szczególnej jest konieczne uzyskanie zezwolenia na dany lot, a w kategorii certyfikowanej oprócz konieczności uzyskania zezwolenia na dany lot niezbędne jest posiadanie dodatkowego certyfikatu.

Co jest celem zmian w przepisach?

Nałożenie na pilota drona nowych ograniczeń i obowiązków ma przede wszystkim na celu ujednolicenie procedur w tym zakresie w całej Unii Europejskiej, zaewidencjonowanie pojazdów bezzałogowych mogących uczestniczyć w ruchu powietrznym, także uświadomienie użytkownikom przestrzeni lotniczej dużej odpowiedzialności za bezpieczny lot w określonej strefie, a co za tym idzie odpowiedzialności za ewentualne szkody w mieniu lub zdrowiu osób postronnych. Preferowane jest posiadanie ubezpieczenia od odpowiedzialności cywilnej dla operatora bezzałogowego statku powietrznego. Na razie jednak bezwzględnego obowiązku posiadania takiego ubezpieczenia jeszcze nie wprowadzono. Jednakże biorąc pod uwagę bezpośrednie odnoszenie planowanych regulacji do ruchu drogowego wydaje się to nieuniknione. Co również istotne przed każdym lotem pilot powinien upewnić się czy w danej lokalizacji, w tym konkretnym momencie, dozwolone są loty. Niezbędne jest więc stałe korzystanie ze specjalistycznych aplikacji o strefach przestrzeni lotniczej lub pozyskiwanie tych informacji ze strony Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej.

Jak wygląda rejestracja operatora?

Osoby poniżej 14 roku życia nie mogą zostać operatorami drona, a osoby powyżej 14 roku życia, które jeszcze nie ukończyły 18 roku życia, mogą zarejestrować się wyłącznie za zgodą opiekuna prawnego. W celu rejestracji wymagane jest podanie imienia i nazwiska operatora, adresu zamieszkania lub siedziby firmy, numeru telefonu i adresu e-mail osoby fizycznej lub prawnej, w której imieniu odbywa się rejestracja.

Jakie są sankcje za nieprzestrzeganie przepisów?

Każdy operator drona otrzymuje indywidualny numer rejestracyjny, który zobowiązany jest umieścić na swoim dronie. Rejestr zawierający operatorów dronów jest dostępny dla właściwych służb państwowych. Niedochowanie obowiązku umieszczenia przez operatora numeru rejestracyjnego na dronie jest zagrożone karą grzywny, natomiast każdemu naruszającemu ograniczenia w strefach przestrzeni lotniczej grozi kara do 5 lat pozbawienia wolności.

bezAtu

Góry Stołowe z geoturystycznej perspektywy.

Spoglądając za okno myślimy już o nadchodzącej wiośnie, a z nią przyjdzie czas na planowanie pierwszych wiosennych wycieczek. Zanim jednak pokrywa śnieżna całkiem już zniknie z sudeckich grzbietów, warto sięgnąć po turystyczna lekturę, która pozwoli nam spojrzeć na odwiedzany region z trochę innej perspektywy.

Co roku tysiące turystów odwiedza naszą regionalną perełkę przyrodniczą – Góry Stołowe. Jedyne tego typu pasmo górskie o budowie płytowej w naszym kraju zadziwia pięknymi formami skalnymi i labiryntami wyżłobionymi w piaskowcu przez miliony lat działalności sił natury. Ale wędrówkę przez to pasmo górskie warto kontynuować, przechodząc na ich część czeską czyli Broumowskie Ściany a na zakończenie wędrówki powrócić na polską stronę na najrzadziej odwiedzany – a pełen niespodzianek nie tylko przyrodniczych – fragment tej geologicznej struktury czyli Zawory.

W ostatnich latach przybywa na sudeckich szlakach zwolenników geoturystyki, nowej formy aktywności turystycznej, gdzie bardzo duży nacisk kładzie się na poznawanie budowy geologicznej terenu, poznawanie struktur przyrody nieożywionej, poszukiwanie minerałów, edukację geologiczną. Do wzrostu zainteresowania tą formą spędzania wolnego czasu przyczyniło się również powstawanie Geoparków UNESCO, których celem jest ochrona obszarów struktur geologicznych o znaczeniu naukowym i edukacyjnym, ale również racjonalna gospodarka zasobami ziemi. W Polsce jedynym takim parkiem wpisanym na listę światową jest Łuk Mużakowa, mało znana szerszej grupie odbiorców polodowcowa morena czołowa. Co ciekawe, ten 40 kilometrowy łuk wzniesień jest jedyną tego typu formą na Ziemi widoczną z kosmosu! Można by rzec, że mamy taką przyrodniczą odmianę Muru Chińskiego w naszym kraju.

 

Spójrzmy więc na Góry Stołowe, które zapewne odwiedzali nasi Czytelnicy nie raz, okiem geoturysty. Przyjrzyjmy się dokładnie mijanym wielokrotnie skałom Szczelińca Wielkiego, Błędnych Skał, Skalnych Grzybów i spróbujmy w nich dostrzec miliony lat geologicznych dziejów tego regionu.

Najogólniej rzecz ujmując około 290 mln lat wstecz obszar dzisiejszych Gór Stołowych stanowił strefę brzegową potężnego jeziora, którą porastała bujna roślinność a w wodach i na brzegach tego zbiornika wodnego tętniło permskie życie. Ślady tych zwierząt, ujmując to dosłownie, znajdziemy w skałach będących podłożem piaskowcowych partii gór w okolicach Radkowa czy też Tłumaczowa. Zmiany klimatyczne i ruchy lądotwórcze spowodowały, że około 100 mln lat temu obszar ten w okresie kredy zalało ciepłe, płytkie morze. Zmieniają się warunki przyrodnicze, pojawiają się nowe organizmy wodne i lądowe – a co najważniejsze z naszej perspektywy – w strefie brzegowej gromadzą się, tak jak na dzisiejszych plażach, ogromne pokłady piasku, które z czasem scementowane tworzą trzon obecnych Gór Stołowych.

Uważny obserwator w nowej roli geoturysty dostrzeże zapisane w skałach ślady dawnych procesów, kierunki sedymentacji piasku, skamieniałości drobnych organizmów wodnych, wszystko to jest dobrze widoczne w mijanych skałach, trzeba tylko na chwile przystanąć i podjąć próbę odczytania kawałka historii naszej planety zapisanej w Gór Stołowych.

Pomóc w odczytywaniu tej historii może wydany dzięki staraniom Gminy Radków w ubiegłym roku album „Geoatrakcje pogranicza. Góry Stołowe i Broumowskie Ściany” autorstwa Juranda Wojewody. To bardzo interesujące wydawnictwo wzbogacone wieloma schematami, ilustracjami i fotografiami w wyczerpujący, ale przede wszystkim zrozumiały dla laika sposób, prezentuje dzieje regionu.

Czytelnik znajdzie tu nie tylko geologiczne rozważania nad dziejami Gór Stołowych i Broumowskich Ścian, ale również historię tego regionu na tle Dolnego Śląska i bardzo interesującą historię badań geologicznych.

Opisane szczegółowo najważniejsze geostanowiska obrazują szczegółowo procesy, które doprowadziły do powstania Gór Stołowych oraz procesy, które mają miejsce obecnie. Zainteresowany czytelnik dowie się, jak powstawały Grzyby Skalne oraz labirynty Błędnych Skał, a co najważniejsze – będzie mógł zweryfikować swoją wiedzę w terenie. Uzupełnieniem albumu jest mały przewodnik zawierający skumulowane informacja z albumu oraz mapa geoatrakcji z zaznaczonymi opisywanymi geostanowiskami i ich krótką charakterystyką.

O tym, że geoturystyka staje się coraz bardziej popularna świadczy też ilość wydawnictw, jakie się pojawiały w ostatnich latach. Pozwolę sobie tu przytoczyć kilka najciekawszych. Nie wiem czy wszystkie są obecnie dostępne w wersji drukowanej, ale wszystkie można pobrać w formacie pliku pdf.

Góry Stołowe – kraina zrodzona z morza. Przewodnik geomorfologiczno – turystyczny. Filip Duszyński, Piotr Migoń, Marek Kasprzak. Wydawnictwo Park Narodowy Gór Stołowych

Ścieżka Skalnych Grzybów. Przewodnik. Piotr Migoń. Wydawnictwo Park Narodowy Gór Stołowych

Sudety. Przewodnik geoturystyczny. Stefan Cwojdziński, Wiesław Kozdrój. Państwowy Instytut Geologiczny.

Przewodnik geoturystyczny po Karkonoskim Parku Narodowym. Roksana Knapik. Karkonoski Park Narodowym.

Walory przyrody nieożywionej Wzgórz Niemczańsko – Strzelińskich. Robert Tarka, Krzysztof Moskwa. Wydawnictwo Ocean.

Polska Grupa Uzdrowisk rozwija rehabilitację pocovidową

Rehabilitacja pocovidowa to obecnie najmocniej rozwijana usługa medyczna w uzdrowiskach Polskiej Grupy Uzdrowisk. Od początku grudnia z turnusów w Świeradowie, Cieplicach, Polanicy i Połczynie-Zdroju skorzystało już kilkaset osób. Medycy i eksperci PGU zwracają uwagę na potrzebę wszechstronnego podejścia do chorych, które uwzględnia potrzeby pacjentów nie tylko w zakresie kondycji fizycznej, ale i psychicznej.

Od początku grudnia 2020 roku we wszystkich uzdrowiskach grupy PGU można skorzystać z rehabilitacji pocovidowej. Specjalny program adresowany jest do pacjentów, którzy przeszli Covid-19 i skarżą się na szereg powikłań, w tym dolegliwości ze strony układu oddechowego, pokarmowego, sercowo-naczyniowego układu nerwowego i strefy psychosomatycznej. Dlatego podczas turnusów oferowane jest także leczenie zaburzeń psychosomatycznych, np. zaburzeń koncentracji i pamięci, których celem jest przyspieszenie procesu zdrowienia. Jak informuje personel medyczny uzdrowisk Polskiej Grupy Uzdrowisk, w rehabilitacji pocovidowej kładziony jest nacisk na leczenie pulmonologiczne i balneologiczne połączone z mocnym wsparciem psychologicznym. Tego ostatniego potrzebują w szczególności osoby po hospitalizacji lub długotrwałej izolacji w warunkach domowych u których doszło do znacznego pogorszenia jakości życia.

Standardy w uzdrowiskach PGU

W każdym z uzdrowisku PGU można skorzystać z turnusów leczniczych, których program został przygotowany według ściśle określonych standardów Grupy. Z powodu zróżnicowania problemów występujących po zakażeniu COVID-19 przed rozpoczęciem rehabilitacji na podstawie wywiadu i analizy dokumentacji medycznej dokonuje się oceny ograniczeń istniejącego dobrostanu. Osoby po przebytym zakażeniu, oceniani są m.in. w badaniu spirometrycznym w aspekcie zaburzeń czynnościowych układu oddechowego. Istotnym badaniem jest ocena wydolności fizycznej oraz subiektywne odczuwanie duszności oraz natężenia wysiłku wg skali Borga. Wykonanie tego badania wraz z oceną saturacji wysiłkowej i powysiłkowej jest warunkiem kwalifikacji do bezpiecznego modelu rehabilitacji a jednocześnie optymalnie poprawiającego wydolność fizyczną oraz oddechową.

– W uzdrowiskach PGU wypracowaliśmy wspólny model pocovidowej opieki rehabilitacyjnej, który się sprawdza. Model ten wypracowano multidyscyplinarnymi zespołami specjalistów, w których skład wchodzą lekarze, fizjoterapeuci, dietetycy, psycholodzy i terapeuci zajęciowi. Celem tak przygotowanych turnusów jest minimalizowanie powikłań pocovidowych naszych pacjentów i dążenie do ograniczenia ryzyka ponownego przyjęcia ich do szpitala z powodu reemisji choroby – Witold Dziekan – kierownik zakładu przyrodoleczniczego w Uzdrowisku Świeradów.

Uzdrowiska PGU w Świeradowie, Cieplicach, Polanicy i Połczynie-Zdroju stawiają przede wszystkim na zwiększenie odporności immunologicznej pacjentów z wykorzystaniem surowców naturalnych, tj. wody termalnej, borowiny czy naturalnych solanek. Prowadzone są w nich również zabiegi z zakresu fizykoterapii, takie jak np., elektroterapia, światłolecznictwo, magnetoterapia, wodolecznictwa czy krioterapii. Do terapii włączą się również inhalacje oparte na surowcach naturalnych, jak np. solanki, jak również, w razie konieczności – oparte na bazie leków. Uzupełnieniem są kuracje pitne oparte na bogatych w minerały naturalnych wodach z rodzimych źródeł. Podczas turnusów rehabilitacyjnych pacjenci korzystają z gimnastyki leczniczej, treningów wydolnościowych czy ćwiczeń oddechowych. Uczą się także pozycji drenażowych, które ułatwiają oczyszczanie dróg oddechowych.

Rygorystyczne procedury

Przemyślane i celowane programy rehabilitacji pocovidowej mogły być wprowadzone i są nadal kontynuowane dzięki rygorystycznym procedurom, jakie Polska Grupa Uzdrowisk sprawnie wprowadziła w swoich obiektach jeszcze na początku pandemii, w maju 2020 roku. Nie tylko spełniły one wytyczne dla hoteli i obiektów noclegowych, przedstawionych przez Ministerstwo Rozwoju oraz Główny Inspektorat Sanitarny, ale znacznie je przewyższyły. Postawiono przede wszystkim na szczególnie efektywne systemy dezynfekcji pomieszczeń, uproszczone procedury meldunkowe, ochronę personelu i pacjentów oraz zaostrzone postępowanie higieniczno-sanitarne.

– Organizacja działań operacyjnych jest obecnie w uzdrowiskach PGU bardzo efektywna. Pracujemy więcej i skutecznie w nowych realiach. Oferty rehabilitacji pocovidowej możemy w każdej chwili poddać modyfikacjom, w zależności od rozwoju sytuacji epidemiologicznej i potrzeb pacjentów naszych Uzdrowisk. Jesteśmy bardzo dumni z wiedzy i zaangażowania wszystkich pracowników naszych Uzdrowisk w tak trudnej i ciągle zmieniającej się sytuacji epidemiologicznej – mówi Zbigniew Hajłasz– prezes KGHM TFI, właściciela Uzdrowisk PGU.

Pakiety rehabilitacyjne ze wsparciem psychologicznym

Aktualnie w uzdrowiskach PGU na Dolnym Śląsku i Pojezierzu Drawskim organizowane są turnusy rehabilitacyjne 7-, 14- oraz 21-dniowe. Stawiają one na poprawę wydolności wysiłkowej i krążeniowej, sprawności oddechowej, siły mięśniowej i ogólnej sprawności fizycznej. Ważnym elementem jest także edukacja prozdrowotna i wszelkie działania, które dążą do zminimalizowania skutków chronicznego stresu z powodu pandemii.

– Codzienne obawy i pojawiający się stres to standardowe reakcje ludzi wynikające z obawy o własne zdrowie w wyniku panującej pandemii. Ale pandemia dotyka swoim rykoszetem wszystkich nie tylko zakażonych wirusem. Jesteśmy mniej aktywni, siedzimy w domu wystraszeni wsłuchujemy się w kolejne doniesienia o zgonach i zakażeniach. Takie nagromadzenie stresu może pociągać za sobą nieracjonalne poczynania. Dotyczy to zwłaszcza osób starszych wśród których wielu całkowicie się izoluje. Brak ruchu, kontaktów społecznych, zwyczajnych codziennych aktywności ma duży ujemny wpływ na naszą ogólną kondycję, zdrowie, stan psychiki i w efekcie osłabia naszą odporność.

Boimy się, a to generuje niestabilne stany emocjonalne. Dlatego w uzdrowiskach PGU podczas rehabilitacji pocovidowej wsparcie zdrowia psychicznego naszych gości jest tak samo ważne jak poprawa zdrowia fizycznego. Kompleksowe oddziaływanie psychosomatyczne poprzez relaksację, pracę z oddechem oraz życzliwe wsparcie personelu zwiększa korzystny wpływ zastosowanych form leczenia. Kompleksowe podejście do zróżnicowanych objawów zdrowotnych przynosi znacznie lepsze efekty w przywracaniu sprawności dnia codziennego u osób, które zaraziły się SARS-CoV-2 i przebyły chorobę COVID-19 – mówi dr Dariusz Milko, specjalista fizjoterapii, kierownik działu rehabilitacji leczniczej w Uzdrowisku Cieplice.

Aktualne pakiety rehabilitacji pocovidowej w uzdrowiskach Polskiej Grupy Uzdrowisk dostępne są na stronie https://uzdrowiska-pgu.pl/.

Magistrala Podsudecka – kolejowe wzloty i upadki.

Po 13. latach na Magistralę Podsudecką powróciło połączenie dalekobieżne relacji Jelenia Góra – Kraków – 22 grudnia 2020 r. ruszył pierwszy skład obsługiwany przez PKP Intercity – TLK Sudety ciągnięty przez czeską lokomotywę spalinową serii 754 nazywaną potocznie „Nurkiem”.

W skali kraju nie jest to spektakularne wydarzenie, ale dla mieszkańców miejscowości położonych przy linii 137 jest to ważny sygnał, że tak istotna dla rozwoju regionu arteria transportowa wraca do życia.

Gdy w 1843 roku Towarzystwo Kolei Wrocławsko – Świdnicko – Świebodzkiej rozpoczyna budowę obecnej trasy Legnica – Kędzierzyn-Kożle nawiązuje ona do historycznego szlaku prowadzącego po przedgórzu sudeckim, łączącego od średniowiecza najważniejsze miasta księstw: legnickiego, świdnicko-jaworskiego, nysko-otmuchowskiego i bytomsko-kozielskiego.

Początkowo powstaje odcinek Legnica – Ząbkowice Śląskie, budowa trwa od 1843 do 1958 roku. Pierwszy etap Jaworzyna Śl – Świdnica powstaje bardzo szybko, dalej prace nie są już tak proste, władze wojskowe twierdzy świdnickiej nakazują dostosowanie linii kolejowej do potrzeb obronności, powstają dwa wiadukty „Północny”długości 600 metrów i „Witoszowski” o długości 350 metrów (wiadukty obecnie nie istnieją, rozebrano je po likwidacji twierdzy i zastąpiono nasypami) budowa linii trwa 3 lata do 1855 roku. W tym czasie rozpoczyna się również rozbudowa w kierunku Legnicy. Jednak najtrudniejsze zadanie czeka głównego budowniczego tej trasy Aleksa Cochiusa na odcinku Dzierżoniów – Piława. Do położenia torów niezbędne było przebicie się przez Wzgórza Gilowskie, głęboki niekiedy na kilkanaście metrów wykop powstawał bardzo wolno – nie znano wówczas jeszcze dynamitu, skały wysadzano zatem prochem strzelniczym.

Prace ukończono w 1858 roku, mieszkańcy Ząbkowic Śląskich otrzymali bezpośrednie połączenie z Wrocławiem przez Jaworzynę, kursujące trzy pary pociągów docierały wówczas w 3 godziny i 10 minut do stolicy regionu. Ciekawym może być fakt, iż obecnie miasto nie posiada takiego połączenia bezpośredniego a podróż po 160. latach rozwoju techniki trwa zaledwie godzinę krócej.

Niestety prace nad dalszym etapem budowy tej linii zostały wstrzymane, kilka konkurencyjnych towarzystw kolejowych starało się o uzyskanie koncesji, powstawały liczne koncepcje, a perturbacje związane z wojną prusko-austriacką wstrzymały całkowicie rozpoczęcie budowy, która zakładała również powstanie odnóg linii podsudeckiej w kierunku Wiednia.

Dopiero rok 1871 przynosi zmiany, ruszają prace przygotowawcze a potem układanie torowiska w kierunku Kamieńca Ząbkowickiego, jednocześnie trwa budowa linii Wrocław – Międzylesie i Kamieniec staje się ważnym węzłem kolejowym. Prace posuwają się szybko, ostatecznie Legnica uzyskuje pełne połączenie z Koźlem w 1876 roku.

Trasa podsudecka miała ogromny wpływ na rozwój regionu, stanowiła też ważną linię strategiczną, łączyła bowiem twierdze Koźle, Nysa i Świdnica i Kłodzko.

Kolej dała istotny impuls do rozwoju gospodarki, transportowano nią z Zagłębia Wałbrzyskiego węgiel, przy niej powstawały liczne cukrownie, kamieniołomy. Kolej dawała też nowe życie miastom, do których docierała. Szczególnym przykładem są tu Ząbkowice Śląskie, rok w którym otwarto linię kolejową był dla miasta znamienny, wielki pożar strawił 70% zabudowy! Kolej stała się narzędziem odbudowy, ale jednocześnie zmieniła układ urbanistyczny miasta, ze zniszczonego średniowiecznego centrum miasto kieruje się w stronę arterii, która otwiera nowe perspektywy.

Pod koniec XIX wieku na linii kursuje do 6 par pociągów, jednak ze względu na podziały własnościowe, wymagane są przesiadki w Kamieńcu i Nysie. Pierwszy pociąg dalekobieżny pojawia się w 1902 relacji Legnica – Nysa a w 1905 uruchomiony zostaje na wniosek Kłodzkiego Towarzystwa Górskiego (pamiętają je zapewne czytelnicy z artykułu o wieżach widokowych) „Sudecki Pociąg Pośpieszny” Berlin – Katowice, który na swoim odcinku wykorzystywał magistralę podsudecką.

Rozwój kolei wpływa istotnie na rozwój turystyki w Sudetach, powstają specjalne połączenia kolejowe łączące Wrocław i inne miasta z górami, wprowadza się specjalne taryfy przewozowe w dni wolne od pracy.

Ale nie tylko turyści pokochali pociągi, stałymi klientami dworca w Ząbkowicach Śląskich była rodzina królewska Hohenzollernów! Zanim doprowadzono linie nieopodal ich kamienieckiej rezydencji wyruszali oni stąd często w stronę Berlina czy Wrocławia własna salonką a i liczni odwiedzający ich znamienici goście musieli przewinąć się przez korytarze dziś podupadającego budynku.

Sama Marianna Orańska bardzo lubiła korzystać z tego środka transportu, lokalna prasa często opisywała jej podróże z Kamieńca Ząbkowickiego, zresztą budynek dworca swego czasu doczekał się specjalnego „cesarskiego pokoju”. 15 września 1875 roku specjalnym cesarskim pociągiem przybył Wilhelm I Hohenzollern witany przez tłumy i księcia Albrechta ówczesnego gospodarza kamienieckiej rezydencji. Nie była to ostatnia takiej rangi wizyta, choć trudno sobie to wyobrazić odwiedzając dziś budynek stacji.

Do zakończenia działań II wojny światowej, magistrala pełni ważną – choć nie dominującą rolę – na Dolnym Śląsku, po wkroczeniu Armii Czerwonej, na potrzeby transportu wojska, ale i wywożonych dóbr, linię przebudowano na szerokotorową. Po jej wycofaniu powrócono do jej poprzedniego układu, ale niestety zlikwidowano jeden tor i taka sytuacja utrzymuje się do dziś na odcinku Kamieniec Ząbkowicki – Świdnica i Jaworzyna Śl. – Legnica. Likwidacja linii dwutorowej powoduje jej marginalizację, a brak istotnej modernizacji a przede wszystkim elektryfikacji, powoduje systematyczny spadek liczby połączeń. Ostatni pociąg pospieszny zostaje zawieszony w 2008 roku a na odcinku Kamieniec – Nysa zostaje zawieszony ruch pasażerski.

Przywrócenie wspomnianego na wstępie pociągu TLK „Sudety” budzi pewne nadzieje, niestety gdy piszę te słowa pojawia się informacja o uruchomieniu „autobusowej komunikacji zastępczej” na odcinku Jelenia Góra – Kędzierzyn-Kożle. Nie przysporzy to Magistrali Sudeckiej nowych klientów, bo z okien pociągu malownicze panoramy Sudetów wyglądają zdecydowanie lepiej niż przez zaparowane okno autobusu.

 

Skocznie narciarskie w Sudetach.

 

Co weekend miliony kibiców zasiada przed telewizorem aby pasjonować się kolejnymi zawodami Pucharu Świata w Skokach Narciarskich. Dla nas tę dyscyplinę przywrócił wspaniałymi występami Adam Małysz, a za nim pojawili się młodzi zawodnicy, którzy dziś cieszą fanów swoimi sukcesami. Mało kto jednak zdaje sobie sprawę z tego, że skoki narciarskie to nie tylko – jak by się mogło dziś wydawać – domena grupy wysportowanych śmiałków, którzy pokonują w locie na największych skoczniach odległości dochodzące do 250 metrów. W okresie międzywojennym, kiedy ta dyscyplina zaczęła zdobywać popularność, skocznie narciarskie powstawały masowo na wszystkich obszarach górskich a nawet w obrębie dużych miast.

Na obszarze Sudetów zidentyfikowano obecnie lokalizację 54 skoczni narciarskich, a ciągle pojawiają się nowe odkrycia, które są wynikiem prac poszukiwawczych pasjonatów historii tej dyscypliny. Większość z nich powstawała na przestrzeni lat 20 i 30 XX wieku, gdy narciarstwo klasyczne, w tym skoki narciarskie, intensywnie rozwijało się w wyniku działania niemieckich towarzystw sportowych na obszarze południowej części Dolnego Śląska. Niestety niewiele z tych obiektów przetrwało do dnia dzisiejszego.

 

Najbardziej rozpoznawaną sudecką skocznią jest Orlinek (K-85)w Karpaczu. Skocznia ta powstała w 1946 roku na miejscu starej skoczni z 1912 „Schneekoppenschanze” o punkcie K 45 metrów. Do dziś jej rekordzistą jest Adam Małysz, który na odbywających się tu Mistrzostwach Polski w 2004 r oddał skok na odległość 94,5 m. Ostatnie zawody odbyły się na niej 2 lata później a od tego momentu niestety skocznia mocno podupadła.

Ostatnia ważna rywalizacja w Sudetach odbyła się na obecnie najlepiej utrzymanej skoczni Krucza Skała w Lubawce (K-85). W 2010 roku na Ogólnopolskiej Olimpiadzie Młodzieży na podium stanęli Maciej Kot, Jakub Kot i Jan Ziobro. Kuba wyrównał wtedy rekord skoczni Czecha Antonina Hajka wynoszący 96 metrów. Skocznia w 2016 roku doczekała się drobnej przebudowy i zasadniczo można na niej organizować zawody niższych rang.

Karkonosze z oczywistych względów skupiały najwięcej pasjonatów skoków, funkcjonowało tam w różnym czasie blisko 20 skoczni, dwanaście skoczni wybudowano w obrębie Gór Wałbrzyskich i Kamiennych, trzy w Górach Sowich. Tu warto zwrócić uwagę na skocznię w Kamionkach, na której w 1933 zorganizowane zostały dolnośląskie mistrzostwa. Skocznia o punkcie konstrukcyjnym K-50 była wtedy jedną z największych w Sudetach, posiadała drewnianą wieżę sędziowską i ponad 60 – cio metrowy, częściowy drewniany najazd.

Jednak swoistym centrum skoków w Sudetach niespodziewanie jawią się okolice Dusznik Zdrój! Tu lokalni pasjonaci wskazują na istnienie 10 skoczni, z czego dobrze udokumentowane jest istnienie ośmiu z nich. Bardzo duży obiekt o punkcie K-65 znajdował się w Podgórzynie. Skocznia Freudenbergschanze miała podobno gościć norweskiego mistrza olimpijskiego z Sankt-Moritz Alfa Andersena, na którego cześć dwa lata temu lokalne stowarzyszenie wystawiło bardzo interesującą drewnianą rzeźbę w okolicy nie istniejącego już obiektu. Ale to nie jedyne ich działanie związane ze sportami zimowymi, docelowo planują stworzyć „Szlak 10 Skoczni i Sportów Zimowych Dusznik-Zdroju” i corocznie organizują rajd szlakiem zapomnianych skoczni w okolicach Dusznik. Może warto się zastanowić czy przy nowo powstałym obiekcie na Jamrozowej Polanie nie reaktywować istniejącej tam skoczni, która mogłaby przywrócić tą widowiskową dyscyplinę na Ziemi Kłodzkiej.

 

Swoje skocznie posiadały również Kudowa Zdrój, Lądek Zdrój, Międzygórze a nawet Kłodzko. Niestety, pamiątką po większości z nich są fragmenty wylesionych stoków, i murowane elementy progów, sport ten w Sudetach powoli odchodzi w zapomnienie, choć przed wieloma laty tłumy widzów, z dreszczem emocji, jak my dziś przed telewizorami, podziwiały śmiałków oddających karkołomne skoki.