Wpisy

Zawsze bądźcie wierni hasłu: „Bóg, Honor, Ojczyzna! – Powstaniec Warszawski Stanisław Wołczaski ps. „ Kazimierz”

O walce na barykadach Powstania Warszawskiego i o życiu codziennym w czasie tego niezwykłego zrywu z uczestnikiem tamtych wydarzeń, kapitanem Stanisławem Wołczaskim ps. „Kazimierz” rozmawia szer. Maciej Sas żołnierz 16 Dolnośląskiej Brygady Obrony Terytorialnej.

O Powstaniu Warszawskim większość z nas przypomina sobie zwykle w dniu jego rocznicy, czyli 1 sierpnia. Podejrzewam, że Pan, jako uczestnik tych tragicznych wydarzeń, myśli o nich znacznie częściej…

O tak, zdecydowanie częściej! Systematycznie rozmawiam o tym z uczniami dolnośląskich i opolskich szkół. Opowiadałem o Powstaniu Warszawskim już w 147 szkołach na tym terenie. Ale młodzież jest bardzo zainteresowana również tym, jak wyglądały lata okupacji. A musimy podkreślić, że to straszne czasy: nie było gimnazjum, liceum, wyższych uczelni, obowiązywała godzina policyjna, prąd mieliśmy tylko przez godzinę dziennie, przydziały na żywność były wręcz głodowe – kupowaliśmy wszystko na kartki, codziennie Niemcy nękali nas łapankami, co drugi dzień byliśmy świadkami rozstrzeliwania. Przypomnę, że w czasie II wojny światowej zostało rozstrzelanych 36 tysięcy warszawiaków!

Wiele osób, w tym część historyków uważa, że decyzja o Powstaniu Warszawskim doprowadziła do niepotrzebnej, bezsensownej rzezi. Jak Pan, uczestnik tego zrywu zapatruje się na to?

Moim zdaniem tylko ktoś, kto przeżył 5 lat strasznej okupacji (proszę to zaznaczyć) ma prawo mówić o sensie czy bezsensowności Powstania Warszawskiego. Dlaczego ono w ogóle wybuchło? Przecież pierwotnie plany akcji „Burza” zorganizowanej przez Armię Krajową nie obejmowały Warszawy… Kiedy jednak zobaczyliśmy, co się dzieje na Wileńszczyźnie, Polesiu, Wołyniu, okolicach Nowogródka, Tarnopolu, Lwowie czy Stanisławowie, gdzie żołnierze polscy zostali aresztowani, a ich dowódcy wysłani w głąb Związku Radzieckiego, podjęto decyzję: musimy walczyć! Do walki stanęło 41 tysięcy żołnierzy polskiego państwa podziemnego. Gros z nich stanowiła Armia Krajowa, ale były też Narodowe Siły Zbrojne i syndykaliści z PPS-u. Z kolei 6 i 7 sierpnia przyłączyły się też lewicowe ugrupowania: Armia Ludowa i Korpus Bezpieczeństwa, ale ich było około 1800 żołnierzy. Zgodnie z planem mieliśmy walczyć 3 dni, zdobywając w tym czasie około 100 obiektów – przede wszystkim te strategiczne jak dworce, lotnisko i mosty. Niestety, to się nam nie udało…

Był Pan wtedy nastolatkiem. Miał Pan jakieś wątpliwości związane z tym, czy należy walczyć, czy nie?

Z dokumentów wynika, że miałem 15 lat, ale faktycznie to było 14 lat i 3 miesiące (uśmiech). 1 sierpnia zostałem skierowany razem z kolegą (z którym chodziłem na tajne komplety) na ulicę Szpitalną 12, ale nie mogliśmy tam dotrzeć. Nie miałem pojęcia, co się tam mieści – wiedziałem tylko, że obok jest poczta główna, w budynku której broniło się 110 Niemców. Jednak w nocy z 1 na 2 sierpnia uciekli na Krakowskie Przedmieście do komendy policji. Dopiero wtedy udało nam się dotrzeć pod wskazany adres. Okazało się, że mieściły się tam Tajne Wojskowe Zakłady Wydawnicze, placówka numer 1. Ona była olbrzymia – drukowano tam dziennie około 20–30 tysięcy egzemplarzy „Biuletynu Informacyjnego”, 5–10 tysięcy „Rzeczypospolitej organu polskiego państwa podziemnego (nazywaliśmy go „Rzepą”) i ponad 10 tysięcy sztuk „Robotnika PPS – Wolność, Równość, Niepodległość”. W kilku sąsiednich drukarniach (a działały i na Złotej, i na Chmielnej) drukowano inne rzeczy – np. na Złotej plakaty. Z tym że one w czasie powstania wszystkie były tylko w 3 kolorach: czarnym, białym i szarym. Dopiero w dzisiejszych czasach pokolorowano je.

Jak rozumiem, Pan zajmował się dostarczaniem tych pism warszawiakom?

Tak, przydzielono mi bardzo dobry rejon w samym centrum – Nowy Świat, Marszałkowska, Aleje Jerozolimskie, Królewska. Niestety, do Królewskiej nigdy nie udało mi się dotrzeć… Docierałem do Świętokrzyskiej, a dalej ogień z Ogrodu Saskiego był już za silny, żeby można się było przedrzeć.

Któryś z tych powstańczych obrazów w sposób szczególny utkwił Panu w pamięci? Pytam o obrazy, które często Pan sobie przypomina…

Tak, to coś, do wydarzyło się dzień przez zakończeniem Powstania Warszawskiego – śmierć mojego ojca, który został rozerwany granatem. On od czasów I wojny światowej (służył w wojsku carskim) był inwalidą. Mając przepustkę, poruszałem się po powstańczej Warszawie i w końcu przedostałem się do ojca. Jego ciało przykryłem stertą cegieł i drzwiami, które zdjąłem z jakichś ruin. Prawie równo rok później pojawiłem się tam znowu – akurat wtedy ogłoszono w „Życiu Warszawy”, że na tej ulicy będą wydobywane z grobów wojennych zwłoki poległych. Dotarłem do Dworca Zachodniego, szedłem przez plac Narutowicza, a tam akurat wydobyto zwłoki 200 osób – bez głów, bez nóg i rąk. To był potworny widok! Dotarłem wreszcie na ulicę Śliską, gdzie leżały zwłoki mojego ojca. Został pochowany w grobie wojennym na Powązkach Wojskowych. Wie pan, ja dwa lata ubiegałem się o to, by moje szczątki zostały pochowane w tym grobie, w którym spoczął mój ojciec. Pani prezydent Warszawy nie zgadzała się na to. Nowy wojewoda wydał wreszcie zgodę, ale postawił warunek, że nic nie mogę zmieniać w napisie nagrobnym. Ale co tu zmieniać: ojciec Wołczaski, ja – też, ojciec miał na imię Stanisław – ja też, ojciec miał pseudonim „Kazimierz” – ja też. Tylko rok urodzenia się nie zgadza – ojciec urodził się w 1900. Niemal wszystko jest takie samo (uśmiech).

Żołnierze Wojsk Obrony Terytorialnej są spadkobiercami żołnierzy Armii Krajowej, między innymi Powstańców Warszawskich. Czy biorąc pod uwagę sytuację, w której żyjemy, chciałby Pan nam wszystkim coś szczególnego przekazać w dniu 78 rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego?

Oczywiście! Myśmy walczyli pod hasłem: „Bóg, Honor, Ojczyzna”. Uważam, że zwyciężyliśmy! W czasie każdego spotkania z młodzieżą przypominam o tym. Żołnierze Wojsk Obrony Terytorialnej też powinni być wierni tej dewizie i to ona powinna im zawsze przyświecać!

Pokazaliście nam, że Polska może być Polską, pokazaliście, że nigdy nie wolno zwątpić i się poddawać, nigdy nie wolno zostawiać Ojczyzny

Dziękujemy!

Dolnośląskie ferie w mundurze.

29 stycznia 2022 roku o godzinie 8:00 rano grupa ponad 120 nowo powołanych żołnierzy pojawi się w siedzibie 162 blp 16 Dolnośląskiej Brygady OT przy ul. Wojska Polskiego w Głogowie.W taki, również militarny sposób,  Dolnoślązacy rozpoczną swoje, wyjątkowe ferie zimowe.   

Najmłodsi żołnierze, którzy zasilą szeregi 16 DBOT to uczniowie z pięciu dolnośląskich szkół.  Na co dzień uczą się w Henrykowie, Ząbkowicach Śląskich, Kłodzku, Kamiennej Górze i Wałbrzychu. Nie będą jednak sami. Będą się szkolić ze swoimi starszymi kolegami. Łącznie do 16-dniowego, podstawowego szkolenia wojskowego przystępuje ponad 120 ochotników, wśród nich  30 kobiet.  Najmłodszy żołnierz w tej całej grupie ma 18 lat,  najstarszy 54.

Z tej, styczniowej grupy dolnośląskich ochotników, aż 90 osób to uczniowie szkół średnich

Od najbliższej soboty, 16 Dolnośląska Brygada Obrony Terytorialnej liczyć będzie już blisko 1200 żołnierzy. Oznacza to, że ta siła wyszkolonych ludzi będzie służyć krajowi i wspierać społeczność lokalną.

Kolejne, 16 dniowe, podstawowe szkolenie wojskowe 16 DBOT zaplanowane jest na maj.

Aby zostać żołnierzem należy spełnić kilka podstawowych zasad: trzeba być pełnoletnim, mieć polskie obywatelstwo, być zdrowym i niekaranym oraz należy posiadać zaświadczenie o przyjęciu przynajmniej pierwszej dawki szczepienia przeciw Covid.

Wszyscy, którzy chcą wstąpić do dolnośląskich Terytorialsów, powinni skontaktować się z rekruterem lub zgłosić się do Wojskowej Komendy Uzupełnień najbliższej swemu zameldowaniu bądź wypełnić elektronicznie wniosek o powołanie do służby przez platformę ePUAP i na www.terytorialsi.wp.mil.pl/chce-wstapic.

ndr

Tacy są Nasi Terytorialsi! Życzenia z okazji Barbórki.

„Życzę wszystkim Górnikom tyle samo wyjazdów co zjazdów -płk Artur Barański, Dowódca 16 DBOT.

 

W szeregach 16 Dolnośląskiej Brygady Obrony Terytorialnej służy 32 żołnierzy – ochotników, którzy na co dzień wykonują niebezpieczny i trudny zawód  górnika. Szer. Paweł Gołębiowski jest jednym z nich. Na co dzień pracuje jako górnik w kopalni KGHM. O to krótka rozmowa z okazji Barbórki.

 

„Ile lat pracuję pod ziemią?

Kawał czasu – 26 lat.

Praca górnika do łatwych nie należy. Z pewnością trzeba być wytrwałym… liczy się też odwaga i tzw. „zimna krew”, którą trzeba zachować w sytuacjach kryzysowych. Najważniejsze jest zaufanie.Mój kolega miał wypadek w pracy. Wspólnymi siłami wyciągnęliśmy go spod głazu. My górnicy musimy sobie ufać, to podstawa. Ja pomagam koledze, a kolega pomaga mi. Tak wygląda nasza górnicza codzienność, a od pewnego czasu również ta żołnierska. Na służbie nigdy nie jestem sam, ufam swoim kolegom w mundurach. Wiem że mogę na nich liczyć i oni mogą liczyć na mnie.

W latach 90. byłem na misji pokojowej w Jugosławii. Codziennie patrolując okoliczne miejscowości miałem kontakt z „lokalsami”. Dziś w Polsce jako żołnierz WOT też mam kontakt z lokalną społecznością i właśnie to się dla mnie liczy – ludzie.
Daję radę dzięki swojej żonie, jest obok i  zawsze mnie wspiera.

 

Czego życzy się górnikowi z okazji barbórki ?

Czego życzyłbym swoim kolegom po fachu – górnikom? Z pewnością wytrwałości w tym, co sobie postanowili. Zdrowia, tego „górniczego”, uprzejmości i życzliwości. Warto pomagać, dobro wraca!”

U nas w kopalni KGHM w której pracuje pod ziemią często słyszy się oprócz zwykłych życzeń przekazywanych na uroczystościach barbórkowych, życzenia – tyle samo wyjazdów co zjazdów. Myślę, że oceniając miejsce i specyfikę pracy górników to jest chyba najbardziej pożądane przez nas życzenie.

Szanujemy Wasz wysiłek, podziwiamy Wasz lokalny patriotyzm, umiłowanie Ojczyzny i oddanie tradycji. Odwaga, bezinteresowność, braterstwo – to tylko niektóre z wielu wartości wspólnych dla nas żołnierzy i dla Was górników. Z okazji Waszego Święta życzymy wszystkim Górnikom tyle samo wyjazdów co zjazdów. Dziękujemy za Waszą ciężką pracę! –płk Artur Barański Dowódca 16 DBOT.

 

SZCZĘŚĆ BOŻE WSZYSTKIM GÓRNIKOM I ICH RODZINOM!”

#Terytorialsi #16DBOT

Tekst: RENATA MYCIO