Wpisy

Sylwia Winnik – historie opowiedziane od nowa.

foto: Natalia Junik-Cymbała

Sylwia Winnik, pochodząca z Ząbkowic Śląskich autorka bestsellerowych reportaży „Dziewczęta z Auschwitz”, „Tylko przeżyć”, „Dzieci z Pawiaka” w swoich książkach porusza bardzo trudne tematy, czyni to jednak z niesamowitym wyczuciem i empatią. Bohaterzy jej rozmów opowiadają dzięki temu swoje historie na nowo, otwierając przed czytelnikami niedostępne do tej pory zakamarki swej duszy.

Autorka przedstawiła nam najnowszą książkę i uchyliła rąbek tajemnicy jej kolejnych opowieści.

W „Autoportrecie reportera” Ryszard Kapuściński, którego podziwiam i czytam z zachwytem, napisał, że reporter działa jak akumulator wchłania w siebie rzeczywistość, ładuje się nią, gromadzi materiał, a dopiero później pisze. Co nie jest proste, bo zbieranie i gromadzenie to nic innego jak podróż, podczas której nie zawsze jest czas na pisanie. Dla każdego z reporterów owa podróż będzie czymś innym. Dla wspomnianego Kapuścińskiego była m.in. dosłownym przeżyciem, dla mnie to podróż w czasie, w rozmowach ze świadkami historii.
Moja ostatnia książka”Moc truchleje. Opowieści wigilijne 1939-1945” to wyprawa bardzo osobista. Rozpoczynam ją wspomnieniem mojej babci, prababci i własną refleksją nad tym czym jest Boże Narodzenie w dosłownym i metaforycznym znaczeniu, ale też rozważam przemijanie i ulotność ludzi, których kochamy. Którzy, podobnie jak my kiedyś w przyszłości, odchodzą.
W książce tej znajduje się wiele historii o wojnie, o śmierci, o rozstaniu, ale przede wszystkim o nadziei jaką dawało Boże Narodzenie.
Pomimo zawieruchy wojennej ludzie oczekiwali czasu świątecznego i podczas tych dni, na chwile zapominali o dramacie, który rozgrywał się w ich rodzinach i w kraju. Nie dało się jednak całkiem wyrzucić z myśli traumy, podczas pobytu w Auschwitz czy w zamknięciu więzienia gestapo w czasie świąt. A takie historie, bolesne i prawdziwe zderzają się z sielankowym opisem Świąt przed wojną.
Książka przedstawia naszą tradycję około świąteczną, wigilijną, będącą przedłużeniem wartości pokoleń. Odpowiadam w niej na pytania co było ważne dla ludzi ponad 80 lat temu? Co jedli w czasie Wigilii i Świąt? Jak ubierana była choinka i czy można było znaleźć pod nią prezenty? Na końcu znajdują się przepisy naszych prababek na wigilijne potrawy.
Choć ta książka premierę miała ledwie kilka tygodni temu, mogę już cieszyć się kolejną postawioną końcową kropką. Dosłownie kilka dni temu skończyłam pisać nową propozycję – tym razem jednak będzie to literatura dla dzieci. Wbrew pozorom nie jest to książka historyczna, (historyczna dla najmłodszych jeszcze się pojawi), a zupełnie zabawna, trochę magiczna opowieść dla młodszych i starszych czytelników.
Mam nadzieję, że niebawem będę mogła zdradzić o niej więcej szczegółów. Tymczasem kolejny reportaż w drodze…

Być Polakiem.

O mowie polskiej pisali wiersze poeci, wygłaszali mowy pisarze, rozprawiali uczeni językoznawcy. Już zacny imć Mikołaj Rej z Nagłowic wszem ogłosił: „A niechaj narodowie wżdy postronni znają, iż Polacy nie gęsi, iż swój język mają”.. Po nim Kochanowski wspiął się na szczyty poezji, a za nim i setki i tysiące innych.

Mowa ojczysta, macierzysta, wyniesiona z rodzinnego domu to skarb, z którego wartości nie zawsze zdajemy sobie sprawę. Temat mowy ojczystej był często poruszany w literaturze polskiej, zwłaszcza dziewiętnastego wieku, kiedy wskutek warunków politycznych i gospodarczych, w jakich się Polska znajdowała, coraz to nowe fale emigracyjne wyruszały na tułaczkę. Twórczość wielu pisarzy i poetów, piszących na emigracji w języku ojczystym, odzwierciedlała umiłowanie mowy ojczystej. Wystarczy wspomnieć „Pana Tadeusza” Adama Mickiewicza czy „Latarnika” i ” Listy z Maripozy” .Henryka Sienkiewicza.

Warto zdać sobie sprawę z tego, jak wielką rolę odegrała mowa ojczysta w kształtowaniu się narodowości polskiej i państwa polskiego, a następnie w czasach zaborów i na ziemiach utraconych przez Polskę.

Hieronim Wietor (renesansowy drukarz i wydawca) tak pisał: „Nie mogę się temu wydziwić, gdyż wszelki inny naród język swój przyrodzony miłuje, szyrzy, krasi i poleruje, czemu sam polski naród swym gardzi i brząka, który mógłby iście, jako słyszę, obfitością i krasomową z każdym innym porównać. Ile ja rozumieć mogę z ludzi, nie inna przyczyna tego, jeno przyrodzenie polskie, które ku obcym, a postronnym obyczajom, sprawom, ludziom i językom skłonniejsze jest niźli ku swym własnym”.

Myślę, że warto od czasu do czasu zrewidować nasz wydawałoby się ukształtowany system wartości i poszukać takich elementów, które są niepodważalne i bezcenne. O jednym z nich napisał Leopold Staff tuż po wojnie we wzruszającym wierszu „Mowa ojczysta”:

 

Bądź z serca pozdrowiona,

Ojczysta, święta mowo !

Niby łańcuchem złotym

Wiąże nas Twoje słowo.

W tobie ostoja nasza,

Wieczna odnowy siła,

Tyś znowu ziemię śląską

Ojczyźnie powróciła.

Twój dźwięk przez góry, morza

Łączy i w jedność splata.

Wychodźców polskich rzesze

We wszystkich częściach świata.

Tyś nasza twierdza, tarcza,

Opieka i obrona.

Ojczysta święta mowo,

Bądź z serca pozdrowiona !

Naszą mowę ojczystą traktujemy dziś lekceważąco. Dla wielu z nas jest ona „piątym kołem u wozu”. Jesteśmy dumni i traktujemy się wyżej, jeśli udało nam się nauczyć mówić po angielsku, niemiecku, francusku. Jesteśmy obojętni na błędy językowe i daleko idącą swobodę w posługiwaniu się mową polską.

Wulgaryzacja języka, jaką obserwujemy w ostatnich czasach była jeszcze niedawno nie do pomyślenia. Kobieta, która używała wulgaryzmów była w hierarchii społecznej sprowadzana do poziomu ulicznej ladacznicy.

(red)